Jakie plany na dziś – czyli z dziećmi w podróży czas się nie dłuży!

SAREMA, CZYLI ESTONIA W MINIATURZE Z DZIEĆMI?

PROMOWE PRZYGODY

W drugiej połowie 2023 roku jakoś tak wyszło, że przy kilku okazjach płynęliśmy promami, odwiedziliśmy dwie wyspy i jedną mierzeję. W maju 2023 płynęliśmy z Gdyni całą noc na szwedzką wyspę Olandia, w lipcu 2023 przeprawialiśmy się promem na Mierzeję Kurońską (ta przeprawa trwała niecałe 10 minut), a kilka dni później, również promem płynęliśmy na estońską wyspę Sarema. Początkowo nasz kierowca, tata Darek obawiał się podróży promem samochodem, ale teraz jest już starym wyjadaczem i podpowiada: Nie ma się czym stresować:).

SAREMA(Saaremaa), ALE CO TO?

Sarema to największa estońska wyspa, druga co do wielkości wyspa na Bałtyku, a przy okazji letnia sypialnia Estończyków. Mówi się o niej czasem, że jest Estonią w miniaturze i coś chyba w tym jest. Sarema ma też stałych mieszkańców, choć niezbyt wielu. Jest ich ok. 30 tysięcy i większość mieszka w okolicy „stolicy” wyspy, czyli Kuressaare. Tam też znajdziecie sklepy, centrum handlowe, muzeum, zamek itp. Tu też głównie toczy się życie rozrywkowo-kulturalne, na tyle, na ile może się toczyć ono na wyspie. My udawaliśmy się do wioski Toomalouka na południowo-zachodnim krańcu wyspy. Wioski na Saremie to miejsca, które nie przypominają wiosek w Polsce. Znajdziecie tu maksymalnie kilka domów, z reguły nie znajdują się one blisko siebie, ale są gdzieś „pochowane”, wśród drzew i lasów.

Po drodze, w stolicy właśnie, zrobiliśmy duże zakupy na cały pobyt (co okazało się strzałem w dziesiątkę, bo nie każda wioska ma sklep), a potem skierowaliśmy się do Toomalouka Tourist Farm, naszej miejscówki, którą bardzo polecamy. Ci, którzy nas znają wiedzą, że noclegi rezerwujemy z minimalnym wyprzedzeniem, więc to trochę los sprawił, że zatrzymaliśmy się w tym, a nie innym miejscu. Dostępność noclegów nawet z dnia na dzień była nienajgorsza, ale dostępność miejsc w przedziale cenowym, który nas interesował była bardzo ograniczona. Natomiast…farma, na której się zatrzymaliśmy to było ulubione miejsce noclegowe naszych dzieci podczas tych wakacji, i nasze być może też😊. Częściowo jej położenie wpłynęło na nasz dobór atrakcji, który był nieco inny niż „klasyki” opisywane na blogach i forach. Czy podobało nam się na Saremie? Bardzo!

SAREMA ATRAKCJE

Podstawowe atrakcje wyspy, o których czytaliśmy przed przyjazdem na Saremę to kratery Kaala, wioska wiatraków Angla, kilfy Pangalatarnie morskie. Kratery i kilfy Panga nie były nam w  żaden sposób po drodze (na wyspie mieliśmy jedynie 2 pełne dni i kilka godzin w dniu powrotu), wioska Angla też nie, ale ponieważ ogląda się tu głównie wiatraki, a my w maju tydzień spędziliśmy wśród wiatraków na szwedzkiej wyspie Olandia (patrz TUTAJ), wiedzieliśmy, że nie jest to dla nas must-visit. Klifów Panga było nam ciut szkoda, ale nie da się zrobić wszystkiego, a miejsc, które udało nam się odwiedzić w czasie naszego krótkiego pobytu było naprawdę sporo i mamy z Saremy świetne wspomnienia.

Co więc znalazło się w naszym planie?

WODNY SZLAK PIESZY NA WYSPĘ VILSANDI – Vilsandi Hiking Trail

To ścieżka wytyczona między dziesiątkami maleńkich wysepek, która prowadzi z wyspy Sarema na wyspę Vilsandi, docelowo do najstarszej latarni morskiej na Saremie. Szlak w jedną stronę ma ok.8 kilometrów, ale prowadzi głównie…wodą, co spowalnia marsz, choć jest też bardzo przygodowe. Na dnie wodnych ścieżek znajdują się kamienie lub muł. Kiedy idzie się bokiem jest mniejsza szansa na zapadnięcie się w ten ostatni😊.

Podczas naszej wędrówki poziom wody był tak wysoki, że na pierwszym dużym skrzyżowaniu z motorówkami, gdzie normalnie wody jest podobno do pasa, nam było do…szyi (Iwo i mama szli na palcach, Gaja uczepiona taty, plecaki w tym miejscu trzeba było nieść na głowie). Nie dało się tu robić zdjęć, bo trzeba było dużego skupienia, tym bardziej, że nurt był dość wartki. Na szczęście w innych momentach wody było od łydek do ud, a zdarzały się też momenty na suchym lądzie. Nie udało nam się przejść całej trasy. W pewnym momencie oznaczenia były słabo widoczne (na początku szlaku nie było z tym problemu), było nam dość zimno, po całkowitym zamoczeniu ( w powietrzu tego dnia było 18 stopni) i ostatecznie zadecydowaliśmy o odwrocie.

Trzeba jednak przyznać, że była to dla nas naprawdę wielka przygoda! Warto wybrać się, żeby przejść choćby pierwszy, niezbyt trudny kilometr i zaznać czegoś zupełnie nowego!

Gdybyście się tu wybierali, polecamy sandały trekkingowe – mocno trzymają się stopy. Nie próbujcie iść tu bez butów! To ani wygodne, ani bezpieczne. Wyobrażamy sobie, że w cieplejszym dniu i przy niższym poziomie wody musi to być absolutny hiciak!

WIZYTA PRZY LATARNI MORSKIEJ KIIPSARE

Skoro nie udało nam się dotrzeć do latarni na wyspie Vilsandi, zdecydowaliśmy, że odwiedzimy inną latarnię – taką, do której z parkingu jest 4 kilometry, ale tradycyjnym, stałym lądem😉.

Na parkingu, ku naszej uciesze, okazało się, że można tu wypożyczyć rowery trekkingowe i to nimi podjechać prawie pod samą latarnię (kaski zawsze na wakacje bierzemy ze sobą, nawet jeśli jedziemy bez rowerów)! Prawie – bo po drodze jest odcinek ok.300 metrów, kiedy rower należy pchać po piasku, ale pozostała część drogi była dla nas przyjemna. Koszt takiej wycieczki to 10euro za rower za dwie godziny zegarowe, a po przekroczeniu tego czasu należy dopłacić. Nam dwie godziny pozwoliły nam na dojazd i powrót oraz około półgodzinną przerwę na cypelku, przy którym, zanurzona w wodzie, stoi „krzywa latarnia”.

Miejsce jest bardzo urokliwe, szczególnie kiedy ląd dosłownie „wcina” się ostrym, wąskim przesmykiem w morze. Spotkacie tu też mnóstwo ptactwa oraz być może natkniecie się na miłośników kite surfingu, bo warunki do ćwiczeń przygotowujących są tu zdecydowanie (silny wiatr, ludzi niewielu). Podczas naszego krótkiego pobytu na Saaremie była to jedyna „prawdziwa” plaża, na której byliśmy. Pozostałe przypominały raczej zejścia do jezior niż do otwartego morza, bo też otwarte morze nie wszędzie tu znajdziecie.

SALME, KLIFY OHESSARE, KAWIARNIA NIESPODZIANKA, LATARNIA SORVE I HERITAGE ROAD

To atrakcje drugiego dnia pobytu. Przejeżdżając główną drogą przez miejscowość Salme (w kierunku wydm) zatrzymaliśmy się przy drodze, przy zielonym terenie z drewnianymi rzeźbami chcąc rzucić na nie okiem. Okazało się też, że jest tu też plac zabaw, na którym hitem była olbrzymia, dziwna, 6 osobowa huśtawa. Spędziliśmy tu pół godzinki i ruszyliśmy w stronę klifów Ohessare, które jakoś specjalnie nie powalają, są niewielkie i niespektakularne. Pooglądaliśmy stąd ptaki przez lornetkę, a ich ilość akurat zrobiła na nas wrażenie. Dostrzegliśmy też maleńką latarnię, do której podjechaliśmy samochodem. To chyba najmniejsza latarnia na wyspie. Była zamknięta i zobaczyliśmy ją tylko z zewnątrz.

Obraliśmy kierunek na Latarnię Sorve i znienacka zobaczyliśmy drogowskaz na kawiarnię w niezwykłym miejscu. Sama kawiarnia również była absolutnie cudna – maleńka, śliczna, ze stolikami wewnątrz, ale również w przeurokliwym ogrodzie, pod wielkim wiatrakiem, z widokiem na morze. Miejsce bardzo przypominało nam to wszystko…szwedzką Olandię. Zarówno wiatrak, jak i wysokie wieże z kamieni zbudowane nad brzegiem morza kojarzą nam się właśnie z tą szwedzką wyspą, którą odwiedzaliśmy w maju. (Link do wpisu o Olandii znajduje się na początku tego tekstu).

Po zbudowaniu wieży, kawie i słodkościach w końcu obraliśmy kierunek na najważniejszy punkt tego dnia – Latarnię Sorve. Przylądek z latarnią jest bardzo klimatyczny. Latarnia jest imponująca, wysoka na 52 metry i robi niesamowite wrażenie. Znajduje się tu również restauracja (jeśli weźmiecie tutejszy specjał, nie zdziwcie się, jak ja, że jest podawany na zimno..;)) z małym placem zabaw, kawiarnia, małe, ale przyjemne muzeum, w którym znajdziecie między innymi duże i kolorowe makiety wszystkich latarni w Estonii, a nawet na wpół zatopione ruiny czegoś, co wygląda jak bunkier. W Estonii dzieci mogą wyposażyć się w specjalny paszport, w którym można zbierać pieczątki przy okazji odwiedzania różnych latarni morskich.

Bilet na latarnię umożliwia również zwiedzenie muzeum. Osoby z lękiem wysokości, jak ja, mogą mieć problem u góry. Ja standardowo przy takiej wysokości zaciskałam zęby i wchodziłam na samą górę, po czym stojąc wewnątrz rzucałam okiem na zewnątrz i dyskretnie się wycofywałam. Taka wysokość + wąski taras latarni to dla osób bez żadnych lęków😊.

Samo miejsce, jak większość przylądków, które odwiedziliśmy w te wakacje jest absolutnie urokliwe i mocno czuć tu „skandynawskie klimaty”. To must-see podczas pobytu na Saremie.

Do domu wracaliśmy wg wskazań GPSa główną drogą, ale kiedy tylko zobaczyliśmy znaki na tzw. „Heritage Road” (drogę dziedzictwa) i sprawdziliśmy na mapie, że też doprowadzi nas do celu, nie wahaliśmy się zjechać z drogi głównej na żwirową, „tradycyjną” drogę, przy której „czeka” kilka przyjemnych ciekawostek, zwierzęta pasące się przy drodze i ładne widoki.

KUROSSAARE

Stolicę odwiedziliśmy „w przelocie” podczas odwrotu z wyspy. Wiedząc, że przed nami przeprawa promowa, a potem droga do Tallina z obowiązkowym przystankiem w byłym kamieniołomie RUMMU, nie mogliśmy „poszaleć” ze zwiedzaniem. Zrobiliśmy sobie jednak spacer do zamku na wyspie (samego zamku nie zwiedzaliśmy), obeszliśmy go wokół, chwilę spędziliśmy na plaży miejskiej (bardziej przypominającej plażę nad zalewem…) i tutejszym placu zabaw, a na końcu zajrzeliśmy do centrum miasteczka. Niby niewiele, ale zawsze coś😊.

JAK DOSTAĆ SIĘ NA WYSPĘ?

Musicie dostać się do miejscowości Virtsu, gdzie znajduje się przeprawa promowa do Kuivastu, czyli bramy wjazdowej na wyspę Sarema. Kuivastu znajduje się na wyspie Muhu, a stąd groblą-drogą dojeżdża się na największą z estońskich wysp, czyli Saremę.

Bilety na prom można kupić online, my kupiliśmy je z marszu na terminalu promowym (w opcji online biletów dla samochodów już na ten dzień nie było i mieliśmy moment stresu, ale na szczęście na terminalu nie było z tym problemu). Przeprawa trwa ok.27 minut i kosztowała nas 25 euro w jedną stronę (powrót to taki sam koszt). Na promie można zjeść szybki obiad, wypić kawę, naładować telefon albo podziwiać widoki. Prom jest czysty i nowoczesny, są tu liczne toalety, sklepik, restauracja.

Bilety online można kupić lub sprawdzać dostępność TUTAJ

Tak jak pisaliśmy wcześniej, nie denerwujcie się, jeśli system pokazuje, że na wybraną przez Was godzinę nie ma już miejsca dla samochodu. Na miejscu z dużym prawdopodobieństwem kupicie bilety. Do sprzedaży online jest przeznaczona część biletów, a nie całość. Oczywiście, jeśli chcecie się zabezpieczyć, możecie kupić bilety online z kilkudniowym wyprzedzeniem.

DODATKOWE INFORACJE

  • Estonia, w tym Sarema, jest droższa od Polski, obowiązuje tu euro,
  • W Estonii, w tym na Saremie w większości turystycznych miejsc dogadacie się po angielsku. Wiele osób mówi też po rosyjsku,
  • Farma to z reguły miejsce, gdzie rezerwujecie pokój, a do dyspozycji macie ogród, część wspólną, wspólną kuchnię i wspólne łazienki, czasem też inne udogodnienia (u nas było to jacuzzi na powietrzu, plac zabaw, możliwość wypożyczenia kajaków i rowerów, teleskop na tarasie, szachy itp.).
  • W Estonii byliśmy jeszcze w Tallinie, który nas zachwycił. Podobał nam się dużo bardziej od Rygi,
  • Jeśli jak my kierowalibyście się z Saremy do Tallina, koniecznie zajrzyjcie do byłego kamieniołomu Rummu, które jest absolutnie niezwykłym miejscem. O Tallinie i Rummu powstaną osobne wpisy😊.

Jeśli nasz wpis Was zainteresował lub był dla Was przydatny, możecie postawić nam wirtualną kawę. Będzie nam wtedy bardzo miło, bo blogowanie to niezwykle czasochłonne hobby;). Link do kawy TUTAJ. DZIĘKUJEMY!

Przeczytaj również: